Na twoim miejscu wybrałabym hiszapański. Dlaczego? Bo rosyjski robi się teraz coraz bardziej polularny..... Nie konieczny, by mieć dobrą pracę, ale oklepany. Hiszpański zaś to coś z deczka egzotycznego dla przeciętnego polaka. No nie wiem... Ja wolę to, co orginalne:P A do tego hiszpański ma bardzo ładny wydźwięk, nie to co ten pijacki rosyjski:P
Co do trudnosci... Zależy... Jeżeli zależy ci na języku i uczysz się go od serducha to po prostu go czujesz, mniej lub bardziej, ale pewne obeznanko się wyrabia i te wszystkie nowości, kupa wyjątków, dziwów staję się bardziej oczywista, rzeczy po prostu do siebie pasują, choć z pozoru mogą zdawać się cholernie pokręcone..... Co do sławnego subjuntivo... Nie przejmuj się! Wiele języków ma swoje odchyły... A przecież trudności są po to, by je przezwyciężać:D Większą radość ma się z opanowania trudniejszej rzeczy, no nie:P?? A i nie zgodze się ze stwierdzeniem, że hiszpański to najłatwiejszy język na świecie! Gdyby patrzeć na hiszpański bez hiszpańskiego (czyt. kupa wszystkich wyjątków, subjuntivo i te takie) to owszem hehehe:P Ehh... Mam do czynienia z 4 językami obcymi i hiszpański wedle swego stopnia trudności klasyfikuje się gdzieś pośrodku. Przynajmniej dla mnie.
Się rozpisała byłą jeśm hehehe:P