Ja równiez byłam 4 czy 5 razy na truskawkach i za kazdym razem byłam zadowolona. Co roku do Espanii przyjezdzaja setki Polek. Większosc z nich wraca tam ponownie. Przez te kilka lat, kiedy to pracowałam przy zbiorze truskawek, spotkałam tylko dwie Polki, którym się nie podobało i które wróciły do kraju. A robiłam na duzych campach, gdzie było po kilkadziesiąt osob. Praca jest bardzo cięzka. Mario zresztą na spotkaniach mówił,zeby sie dobrze zastanowic czy da sie rade. 6,5 godziny w jednej pozycji to nie lada wyczyn, plus cięzkie skrzynki z truskawkami które trzeba nosic. Ale na spotkaniach, przynajmniej na tych w których ja uczestniczyłam, informowano nas o tym. Byłam swiadoma tego, wiec przed wyjazdem nastawiłam sie na najgorsze. I dobrze zrobiłam:) Pierwsze dni to była KATASTROFA! Myslałam, ze nie wytrzymam z bólu. Ledwo nadarzałam za resztą. (Dodam, ze nigdy wczesniej nie pracowałam fizycznie, a pole widziałam tylko u babci na wakacjach;)) Gdy jednak sie przetrwa pierwszy tydzien, to juz potem sie zaczyna zbierac automatycznie. Boli, ale juz sie o tym bólu zapomina. Przyzwyczaja do niego, wiec nie jest juz tak uciazliwy jak na poczatku. Pózniej nawet tabletki odstawiałysmy, bo nie były nam juz potrzebne. I godzinki w polu leciały tak szybko, ze ledwo sie obejrzałysmy a tu krzyczeli,ze koniec, a my juz szykowałysmy sie na plaze;) Takze jak napisałam na początku, ja byłam ogólnie zadowolona. W przyszłym roku równiez mam zamiar jechac, w celu zarobienia paru eurasów. W jednym ze swych postów, bodajze Fresowka napisała, ze swego czasu przyjechała do andaluzji dziennikarka w celu nakrecenia reportazu o złych warunkach pracy. I co? Nie zgłosił sie nikt, ani jedna osoba (na tyle tysięcy tam pracujacych) To chyba o czyms swiadczy. Osoby, które piszą negatywnie, to zwyle takie, które po prostu nie dały rady i nie nadają sie do tej pracy. Ja to oczywiscie je rozumiem, bo jest naprawde bardzo cięzko. Jeszcze apropos tego zakazu prostowania sie i kucania... Moze w tej chwili trudno w to uwierzyc, ale to dla naszego dobra. Pamiętam, jak raz nie było naszego głownego szefa, wiec na polu nastała samowolka. Podpieralismy sie, zmienialismy pozycje, kucalismy...W efekcie, bolało gorzej, niz wtedy gdy pracowalismy według nakazu. Zresztą, kazda dłuzej pracujaca tam osoba przyzna mi racje w tej kwestii...Co do warunków mieszkalnych, to ja za kazdym razem mówie:Jedziemy tam do PRACY,a nie do hotelu. Za lokum nie płacimy, wiec tez nie mozemy oczekiwac cudów. Zreszta w domkach tylko spałysmy. Pól dnia spedzałysmy w polu, pól na plazy, na miescie czy tez zwiedzając. Najwazniejsze, ze było gdzie spac. Poza tym, za chwile i tak kazda z nas rozjechała sie do swych domów, mieszkan, wiec zycie na campie traktowałysmy jako cos przejsciowego, na chwilę...Pozdrawiam.