>Jak sam mówisz
>ja także nie oczekuję wiele od szkoły, bylam kiedys na takim kursie w
>Anglii za czasow liceum z cała klasą za ktore nasi rodzice zapłacili
>kupe kasy a nauczyc tam to sie wiele nie nauczyłam, wiec cudów sie nie
>spodziewam (...)
Jeżeli na taki kurs jedzie się z całą klasą lub nawet tylko z przyjaciółką, to najczęściej wielkich postępów językowych nie ma się co spodziewać. Podczas takiego wyjazdu nie tylko szkoła jest ważna, ale też to, co się robi po lekcjach, z kim się mieszka, podróżuje, plażuje, robi zakupy, wychodzi na imprezy itp. A jak się trafi na kwaterę u jakiejś sympatycznej rodzinki, to można się od niej nauczyć dużo wiecej niż w szkole. Najważniejsze, żeby przez cały czas komunikować się po hiszpańsku, a nie po polsku czy angielsku i wtedy nawet 2-tygodniow kurs może wiele zdziałać :)
>Zastanawiam sie i to dośc poważnie
>nad kursem w Rondzie, troche taniej wychodzi, co prawda spodziewam sie
>ze gorzej tam z komunikacją niż w Maladze, i moze byc z tym problem
>ale strasznie mnie kusi to miejsce:)
Rzeczywiście Ronda, to bardzo sympatyczne miasteczko, ale na kurs językowy, to bym się tam nie wybrała. Moim zdaniem lepiej jest jechać do Malagi czy np. do Marbelli, z której można robić sobie wypady np. do Rondy, Mijas, Gibraltaru...