Szkolny świat według Kamila
Pogoda jest wyjątkowa; porywisty wiatr, ostre słońce i bezchmurne, błękitne niebo. Pierwszy raz w tym roku zimno mi w dłonie. Kamil pojawia się na spotkaniu ze swoim przyjacielem Alexem. Obaj są uczniami piątej klasy CEIP ( Centrum Educacion i Primaria) w Lloret de Mar. Najpierw pokazują mi szkołę. To najnowsza szkoła w mieście, kolorowa i przyjazna na pierwszy rzut oka. A jaka jest przy bliższym poznaniu?
Lubię tu przychodzić. Fajnie jest. Najlepsza jest gimnastyka i patio - mówi Kamil. Tak dzieci nazywają długą przerwę, której nazwa pochodzi od wewnętrznego podwórka – boiska, na którym spędzają ten czas. Zakaz wyjścia na patio jest największą karą dla ucznia. Jeszcze kilka zdjęć i uciekamy do domu przed wiatrem.
Opowieść mamy Kamila
Kamil ze swoim przyjacielem - Argentyńczykiem Alexem
Małgorzata stawia na stole herbatę i bunyols, rodzaj małych pączuszków, które królują na hiszpańskich stołach w czasie Wielkiego Postu. Rodzina złożona z mamy, taty i Kamila pierwszy raz przyjechała do katalońskiego Lloret w 1999 roku. Gosia długo miała wątpliwości, czy zamieszkać na stałe poza krajem. Trochę mieszkali w Hiszpanii, trochę w Polsce. Do zerówki Kamil chodził w Gnieźnie, ale potem zadecydowali, że trzeba zadomowić się na dobre w jednym miejscu i wybrali Lloret de Mar. W ten sposób chłopiec prosto z polskiej zerówki trafił do drugiej klasy katalońskiej szkoły podstawowej. Nigdy nie musiał korzystać z pomocy językowej. Od początku bardzo dobrze sobie radził. Trochę się obawiałam, jak się zaadaptuje na stałe, ale on to zrobił lepiej i prędzej od nas - mówi Gosia.
-A jak jest z dziećmi imigrantów, które nie radzą sobie z językiem? - pytam. Mają dodatkowe lekcje katalońskiego. Jest do tego wyznaczona nauczycielka i zabiera dzieciaki po lekcjach na dodatkowe nauczanie.
Nie wiem czy wiesz o strajku? – pyta Małgorzata i nie czekając na odpowiedz wyjaśnia - w ubiegły czwartek nie było zajęć, bo nauczyciele pojechali na manifestację do Girony. Władze chciały odebrać pieniądze na dodatkowe nauczanie. To był jeden z powodów strajku.
Takie posunięcie władz, to byłaby prawdziwa katastrofa. W klasie Kamila na 20 osób tylko sześć jest pochodzenia katalońskiego. Pozostali uczniowie pochodzą z Argentyny, Bułgarii, Rumunii, jest nawet jeden Japończyk - Kazuki. Są też Hiszpanie z innych rejonów kraju, dla których kataloński jest obcym językiem. Taka sytuacja to codzienność w tutejszych szkołach publicznych. W prywatnych – procent obcokrajowców jest niższy.
Perturbacje z językiem katalońskim
Od 2004 roku oficjalnym językiem wykładowym w Katalonii jest język ojczysty. Podnoszą się głosy o dyskryminacji castellano czyli języka hiszpańskiego w katalońskich szkołach.
- Ile razy w tygodniu masz lekcje hiszpańskiego? - pytam Kamila. Dwa razy. Na lekcjach cały czas mówimy po katalońsku. Na przerwach po hiszpańsku, chociaż nie wolno - wyjaśnia.
Trudno dziwić się podejściu dzieci. Hiszpański jest zazwyczaj pierwszym językiem jaki poznają przyjeżdżając do Królestwa. To ojczysty język Argentyńczyków, a i przybysze z Rumunii nie mają problemów z szybkim jego przyswojeniem, bo jest z tej samej rodziny, co rumuński.
Kontrowersyjna kwestia językowa nie zajmuje Kamila. Mówi w obu językach i nie zdaje sobie sprawy z politycznych podtekstów. Bitwa o język, zakończona sukcesem, to jeden z oręży katalońskich w walce o większą niezależność od Madrytu.
Wycieczki i szkolna codzienność
Jutro Kamil jedzie z klasą na wycieczkę i teraz to jest dla niego ważna sprawa. Co roku dzieci jeżdżą na trzy szkolne wyprawy. W szkole nie ma zbiórek pieniężnych na Komitet Rodzicielski ani na ubezpieczenie. Wycieczki są odpłatne, a w części dofinansowywane. Charakterystyczną cechą szkoły Kamila jest to , że wszyscy mówią do siebie po imieniu. Na początku krzyczałam na Kamila, kiedy powiedział do dyrektora "Hola, Josep!". To przecież to samo co "Cześć Józef!" - śmieje się Małgorzata. Ale potem się okazało , że takie tu panują zwyczaje.
Pamiętam, jak kiedyś przyszłam po Kamila do szkoły, a dyrektor podszedł do Kamila, pocałował go w głowę i powiedział, że cieszy się, że Kamil jest z nimi – ciągnie swoją opowieść Małgorzata. Byłam bardzo zaskoczona takim ojcowskim traktowaniem. Oni tu w ogóle mają bardziej familiarne relacje między nauczycielami i uczniami.
Są też sprawy szkolne, które wywołują u niej mniej entuzjazmu. Jestem przyzwyczajona do lektur, tak jak w Polsce. Wiesz, wszyscy coś czytają, a potem omawiają. Tutaj właściwie pojęcie lektury szkolnej nie istnieje. Przedtem Kamil miał dwa razy w tygodniu zajęcia w bibliotece. Każdy wybierał sobie książkę i robił z niej notatkę; autor, tytuł i o czym jest. Teraz nawet to się skończyło.
Ale za to uczymy maluchy!- wtrąca się Kamil. - Co to znaczy? - pytam. No, że zamiast iść czytać do biblioteki, uczymy czytać dzieciaki z pierwszej klasy. Tak jest w piątej i szóstej klasie, że uczniowie czytają młodszym i ich uczą. Chciałem uczyć brata Alexa, wiesz, tego mojego najlepszego kolegi, ale dali mi jakąś dziewczynkę - kończy lekko obrażony na niesprawiedliwość tego świata.
Zajęcia sportowe i oceny szkolne
Jestem zdziwiona, kiedy dowiaduję się, że mają tylko dwie godziny "wuefu" tygodniowo. Znając katalońskie zamiłowanie do sportu i osiągnięcia w tej dziedzinie, jest to naprawdę zaskakujące. Po lekcjach dzieci mają do wyboru wiele dyscyplin sportowych, które mogą uprawiać w szkolnych klubach. Wszystko jest jednak odpłatne. Kamil od czwartej klasy chodzi na futbol. Mama za rok jego treningów musiała zapłacić 350 euro. W przyszłym roku planuje zmienić dyscyplinę, bo zaczęła fascynować go koszykówka.
- Kamil , może na koniec pochwalisz się stopniami - proszę chłopca. U nas nie ma stopni- odpowiada. To znaczy jest inny system oceny, niż w Polsce - wyjaśnia Małgorzata. Coś ci pokażę - dodaje i wyjmuje z szafki stos białych kopert. Trzy razy w ciągu roku szkolnego rodzice dostają listy, gdzie są opisane postępy w nauce ucznia. Zobacz, jest opisany każdy przedmiot.
Przeglądam kartki i widzę, że Kamil radzi sobie bardzo dobrze. Koperty zawierają opinie nauczycieli o uczniu, jego podejściu do nauki i wiedzy nabytej w danym okresie. W kopertach, które dzieci otrzymują na koniec roku również nie ma stopni, a tylko informacja czy uczeń zaliczył przedmiot, czy też wymaga poprawy. Wydaje się to być mniej stresujące, jak trójki czy czwórki, które pojawiają się na świadectwach w Polsce, że nie wspomnę już o jedynkach.
Kamil czeka już z niecierpliwością, kiedy skończy się spotkanie. Wybiera się do kolegi i idą razem pograć w piłkę. Myślę sobie mało oryginalnie, jak podobne potrzeby i zamiłowania mają dzieci na całym świecie. Z tą myślą opuszczam mieszkanie Małgorzaty, Marka i Kamila.
Zakończenie z polskim akcentem
System edukacji szkolnej w Katalonii jest bardzo przyjazny dziecku. Wraz ze spadkiem dyscypliny, pojawiają się jednak nowe problemy, jak np. wzrost agresji dzieci wobec siebie oraz wobec nauczycieli.
Wg statystyk Hiszpania zajmuje przedostatnie miejsce w UE pod względem ukończenia przez młodzież nauki obowiązkowej, która trwa tu do 16 roku życia. Aż 30% kończy naukę wcześniej, nie zdobywając nawet podstawowego wykształcenia. Na ostatnim miejscu w tej klasyfikacji jest Portugalia, gdzie aż 39,2% nie kończy szkoły podstawowej.
A teraz wiadomość dla Polaków. Krajem o najlepszym wyniku jest... Polska! Tylko 5% ludności nie zdobywa podstawowego wykształcenia. Artykuł z "La Vanguardia" opisujący te sprawy wycięłam na pamiątkę i tak na wszelki wypadek, aby pochwalić się moim hiszpańskim znajomym, kiedy rozmowa zejdzie na temat szkolnictwa.
Z Lloret de Mar dla polonia.wp.pl
Kinga Jankowska