Witam :)
Chciałabym się z wami podzielić swoimi uczuciami odnośnie sytuacji, w jakiej się znalazłam. Od kilku miesięcy regularnie rozmawiam przez Skype z Hiszpanem, którego poznałam przez internet. Nie jest łatwo, on po angielsku mówi średnio, ja nigdy wcześniej nie uczyłam się hiszpańskiego. Jest tak, że on pisze po angielsku (twierdzi, że dzięki rozmowami ze mną trochę się podszkolił), ale jak czegoś nie wie, to wali po hiszpańsku i ja co nieco łapię :) (a jak nie to wrzucam w translator i też jest ok :D gorzej jak walnie coś po baskijsku, bo jest Baskiem, ale jak do tej pory tylko kilka razy zdarzyło się tak, że nie rozumiałam nic kompletnie). Entuzjastycznie zaproponował mi, że nauczy mnie swojego języka i od jakiegoś czasu pobieram u niego "lekcje" (mówi, że dość dobrze mi idzie). Chciał się uczyć polskiego, ale jak zobaczył jaki to hardcore, to zrezygnował :) No dobra, ale to już inna bajka.
Rozmawiamy często, kilka razy w tygodniu i on ciągle powtarza mi "przyjedź do mnie", "kiedy my się wreszcie spotkamy" i ostatnio nawet "zamieszkaj tutaj". Niby ok, ale on jest po studiach i jeszcze mieszka z rodzicami. Twierdzi, że chciałby się już wyprowadzić, ale musi znaleźć dobrą pracę (na razie pracuje dorywczo jako informatyk), poza tym nie chce mieszkać sam. Mówiłam, że na wakacje mogę przyjechać, a on, że nie, że mam przyjechać na stałe. Po 1. nie znam na tyle języka (wiadomo, że hiszpański to absolutna podstawa; ja po angielsku mówię biegle, a z tego co wiem Hiszpanie po angielsku słabo albo wcale) a po 2. musiałabym mieć jakąś pracę. On z kolei napisał mi, że jego kuzyn ma firmę i tam mógłby mnie wkręcić, ale co miałabym robić, nie wie... Stwierdził, że się strasznie uparłam przy tej pracy i nawet szukał mi ofert w necie i w gazetach. Tak myślałam, że może mogłabym uczyć angielskiego...? Myślałam, żeby wyjechać jako au pair na rok do miasta, w którym on mieszka (znalazłam kilka ofert). Nawet nie ma mi kto doradzić...
Ciągle nalega, żebym przyjechała, bo chce mnie zobaczyć na żywo, dotknąć, pocałować itd. itd... Wiele razy pisał mi, że się we mnie zakochał, każdą rozmowę kończy "me encantas" i nawet zwraca się do mnie per "mi amor". Pisze mi wiele komplementów, często zdarza się tak, ze mamy ze sobą coś wspólnego (np. lubimy te same zespoły) i on pisze "widzisz ile mamy ze sobą wspólnego? chyba jesteśmy sobie przeznaczeni". Mam wrażenie, że to ja czasami zachowuję się cholernie sztywno, być może nauczona doświadczeniem z poprzedniego związku, kiedy to się bardzo sparzyłam.
Może to na serio jest coś, a ja jestem jakaś przesadnie nieufna? Parę razy przemknęło mi przez głowę, że może po prostu on mnie w konia robi, bo to za piękne, żeby było prawdziwe. Ale raz napisał "czy ja do cholery jestem w jakiejś ukrytej kamerze, czy na serio jest tak wspaniale?". Mówi, że nigdy nie podejrzewał, że zakocha się w dziewczynie mieszkającej w takiej odległości od niego i którą widzi tylko na ekranie.
No niestety, ale wydaje mi się, że moje zdystansowanie może popsuć wszystko... Mam teraz mętlik w głowie i przyznam, że on się z każdą rozmową powiększa.
Niby nie mam nic do stracenia, bo niebawem kończę szkołę, ale... No właśnie, zawsze jest jakieś "ale". Warto ryzykować? Bo na razie rozważam dość bezpieczny plan wyjechania tam jako au pair (w październiku 2013), ale musiałabym ostro wziąć się do nauki języka, a tu szkoła, egzaminy, dyplomy etc. etc....
Chciałabym poznać Wasze opinie na ten temat, a może któraś lub któryś z was miał/a podobne doświadczenia?
Pozdrawiam serdecznie :)