"nikt z nas z takimi rzeczami nie biega do księdza"
Podejrzewam, że są i tacy. Jest jakaś część ludzi odpowiedzialnie podchodzących do kwestii wiary, i skoro już do spowiedzi idą to spowiadają się szczerze. W ich mniemaniu. Bo nie sądzę, żeby mój sąsiad na przykład spowiadał się z tego, że przy każdej imprezie rodzinnej klnie na Żydów, robi tym swoim dzieciom wodę z ich małych mózgów i wpaja im bezpodstawną nienawiść. Albo inny, że oszukuje urząd skarbowy, zbluzgał kierowcę na skrzyżowaniu itp, itp., wyliczać można. Też grzeszki - a o dziwo wydają się... nieszkodliwe. No ale taki seks??? Seks to zło. Należy wyznać, wstydzić się i żałować.
To nam wpajano od dziecka. Ba, biedni rodzice aż drżą na myśl o chwili, kiedy ich pociecha zapyta o to, skąd się biorą dzieci.
Inna kategoria to ci, co chodzą bo muszą. Głównie młodzież, których wysyłają rodzice („kur.. starzy znów mnie do spowiedzi wysyłają" - standardowy tekst, który słyszałam od kolegów w okolicach świąt). Wiją się jak węgorze, nienawidzą szczerze tego procederu, a sumienie jednak nie pozwala im iść do pobliskiego parku na godzinę i powiedzieć w domu, że „tak, mamo, byłam u spowiedzi”. Wilk syty i Aga cała :) Być może i oni spowiadają się „ze wszystkiego”, bo skoro już przyszli....
Ja – w momencie jak zaczęłam regularnie na spowiedzi wyznawać, że paliłam papierosy (za mało grzechów miałam, a w wieku piętnastu lat „biłam się z bratem i dokuczałam pani w szkole” zaczęło brzmieć śmiesznie. Spaliłam jednego w życiu i do dziś mnie mdli) uznałam, że chyba nie o to w tym chodzi.