Cytat: Pedrito_88
Możesz podać dokładny kontekst tej wypowiedzi, by było pewne co znaczy to zdanie?
Oczywiście
Przytaczam cały fragment:
Cytat:
- Zesrałeś się ze strachu gringo!
- Zesrałem. I wiesz co, całkiem przestałem się bać.
- Chłopaki, zesrał się... Coś ty powiedział?!
- Mówię, że przestałem się bać! Zabijesz mnie - trudno. Życie miałem krótkie, ale całkiem niezłe. Nie mam już siły na strach. Przekroczyłem granicę śmiertelnego przerażenie i jestem po drugiej stronie. Myślę, że ze strachu po prostu zwariowałem, a ty już mi nic nie możesz zrobić. Olewam cię, gnojku. A właściwie nie, ja na ciebie...
- QUE PASA?! Co tu się dziej?! - wrzasnął ktoś z borku.
Na plac wszedł mężczyzna, w którym rozpoznałem dowódcę - miał lepszy od pozostałych strój, był minimalnie starszy i zamiast ciężkiego karabinu nosił za paskiem dwa rewolwery.
Mój oprawca w szybkich słowach zdał mu raport: że podkładem się dę wioski, on mnie złapał, a teraz przesłuchuje. Zwracał się do niego per capitán.
- Papeles! Dokumenty! - dowódca wyciągnął rękę w moją stron. Wyjąłem nieprzemakalny worek zawieszony na szyi pod ubraniem, a z niego paszport.
Dowódca zaczął go analizować stron po stronie. Litery składał bardzo wolno - czytałem z ruchu jego ust, szepczących bezgłośnie. Kiedy wreszcie udało mu się zlepić w całość słowo, zapytał:
- Polonia?
- Sí, señor.
Przez kilka następnych chwil mocował się z kolejnymi słowami. Pomagał sobie językiem, co wyglądało, jakny przesuwał paciorki liter po niewidzialnym sznurku zawieszonym w pobliżu dolnej wargi. W końcu zrezygnował z czytania na naszych oczach, odwrócił sięna pięcie i zniknał w najbliższej chałupie.
- Do rzeki z nim! - rzucił na odchodnym. - Niech się umuje.
Umyłem się porządni, wyprałem spodnie i już je miałem wkładać, gdy nagle przyleciał dowódca.
- Compañero - krzyczy do mnie. - Towarzyszu!
A potem zaczął wyrzucać z siebie kolejne wyrazy tak szybko, że absolutnie nic nie byłem w stanie zrozumieć. Mówię po hiszpańsku płynnie, ale on ładował we mnie strumień słów rwących jak z armatki wodnej. Stałem więc goły, z mokrymi portkami w ręku, a on gadał i gadał i gadał, a potem jakby zaczął za coś przepraszać...
I ciągle powtarzał Compañero.
- Se puede vestir, si quere. Może się pan ubrać, jeśli chce powiedział w pewnej chwili.
Sam chyba tego nie zauważył, ale ja owszem - on się do mnie zwrócił per "p a n".
Wszystko wyjaśniło się po jakiś dwóch minutach, kiedy trochę zwolnił tempo i wreszcie z rwącego potoku zacząłem wyławiać pojedyncze płotki wyrazów. Poza tym zaprezentował mi mój własny paszport. Szczególnie taką jedną stronę, na której miałem całe stado kubańskich pieczątek.
W tamtych czasach z Polski do Meksyku najtaniej było latać przez Kubę. Więc jeśli tylko mogłem - latałem tamtędy. Tanio było między innymi dlatego, że na przesiadkę czekało się bardzo długo - całą noc, a niekiedy półtora dnia. W takim przypadku przepisy stanowiły, e to już nie był zwykły Tranzyt lecz krótki, bo krótki - ale formalnie rzecz ujmując - Pobyt. A jako Pobyt, to stemplowali człowiekowi paszport odpowiednią pieczęcią. w drodze do Meksyku - raz; w drodze do powrotnej - drugi raz. I tak przez kilka lat.
Przeglądając mój paszport, można było odnieść wrażenie, że jestem kubańskim rezydentem, albo czymś podobnym. A capitán i jego kumple przecież członkami lewicowej partyzantki! Lewicowej, a więc wspieranej przez Fidela Castro. Dodajcie to sobie sami.
Cytat: Pedrito_88
3) Amazońskie dialekty hiszpańskiego nabierają niestandardowych cech pod pod wpływem brazylijskiego portugalskiego. Ciężko mi wykluczyć naleciałość z portugalskiego (w którym w czasowniku querer nie ma oboczności e->ie), tym bardziej, że jak rozumiem akcja dzieje się zapewne gdzieś w amazońskiej dżungli, a Ty nie określasz dokładniej regionu niż Ameryka Południowa, więc dla mnie to trochę zgadywanka gdzie szukać...
Wyszukałem w książce ten fragment. Jego akcja dzieje się w Gwatemali, w stanie Petén, nad rzeką Usumacinta.
edytowany przez PLrc: 29 mar 2011