studiuję iberystykę na uj i mój stan oceniłabym jako nerwica maniakalno-depresyjna. słyszałam komentarze ze panuje tu straszna atmosfera i POTWIERDZAM to z cala pewnoscia. Atmosfera jest wręcz grobowa, ludzi na roku interesuje tylko to, co trzeba skserowac na nastepne zajecia, poza tym kompletnie nic! są zapatrzeni w siebie i jedyne na czym im zalezy to byc jak najlepszym i pokazac innym ze sa gorsi. zazdrosc, rywalizacja, zawisc, klapki na oczach, przerost ambicji - oto sudentki iberystyki. Nie tak to sobie wyobrazalam wybierajac te studia! liczylam troszke na nowe przyjaznie i bujne zycie studenckie, a tu - nic z tych rzeczy! tu sie trzeba uczyc! pierwszy rok to czas na opanowanie CALOsci gramatyki hiszpanskiej - tempo jest po prostu zawrotne, i od poczatku profesorowie podkreslaja - jezyka trzeba sie nauczyc SAMEMU. Wyjasnienie istoty danego czasu na zajeciach zajmuje srednio 3 minuty. caly czas leci czytanie dialogow i masa cwiczen gramatycznych, ale ZERO mowienia! ok, rozumiem, to nic trudnego opanowac gramatyke w rok, ale jezeli nie cwiczy sie rozmowy, to nie widze w tym zadnego sensu!
poza tym zajecia odbywaja sie w najbrzydszym budynku w krakowie, z zadymionymi korytarzami, grzybem na scianach, kurzem na podlogach, nieszczelnymi oknami i winda zacinajaca sie miedzy pietrami. brr!!