PanEuroSol to agencja pracy. "darmowa"
Monika, przedstawicielka PanEuroSol przeslala mi oferty pracy do wyboru. gdy już wyprałam, owa pani przysłała mi "ta sama" oferte do podpisu, tylko ze wynagrodzenie bylo o ok. 200 euro mniejsze i mieszkanie przestalo byc darmowe. no ale nic... umowilam sie na ok. 1 rano pod lokalem Pica't w Playa de Aro (tak, podam nazwe, bo nie radze nikomu tam pracowac). w lokalu mial na mnie czekac szef, niestety lokal byl zamkniety.. jakims cudem na ulicy zaczepili mnie hiszpanie, ktorzy, jak potem sie okazalo, znali szefa i wiedzieli, gdzie on przebywa. wiec z moja wielkim 30-kg bagazem poszlismy szukac go po barach... znalazl sie. zaprowadzil mnie do mieszkania, ktore wygladalo tak (przedpokojo-kuchnia):
http://img389.imageshack.us/img389/9582/dsc06440pj8.jpg (dziury w podlodze na wylot byly 2, na zdjeciu zmiescila sie tylko 1:P)
http://img246.imageshack.us/img246/7130/dsc06444rj0.jpg
http://img117.imageshack.us/img117/9761/dsc06446si4.jpg
i zgadnijcie, jakie było moje i koleżanek zadanie na gorące poranki? szorowanie, zdzieranie tynku z okien i ogolnie czyszczenie tego syfu. lacznie 10h dziennie. nie mowiac o obowiazkowych nadgodzinach na "wielkie otwarcie" lokalu bez zadnego prosze ze strony pracodawcy, za to z wyrzutami, ze nie chcemy pracowac wiecej niz mamy.
poza tym szef sie spoznial, raz przychodzil do pracy, raz nie, a my zawsze musialysmy byc punktualnie i zgadywac, czy szef sie pojawi, czy tez nie. ehh... do tego 10 razy zamiatalo sie ta sama czysta juz podloge, zmywalo (tak, zmywalo mopem!) ulice przed lokalem, zeby wyrobic godziny...
dlugo tam nie wytrzymalam, zadzwonilam do Moniki, by poszukala mi czegos innego, wyslalam jej te zdjecia, ktore wam tu zalaczam, na co ona, ze nie ma mozliwosci rezygnacji, jedyne co to pracodawca moze mnie wyrzucic, nie zaplacic lub warunki musza byc tragiczne. ja ja pytam, czy aby nie sa tragiczne, ona na to, bym poczekala 6 dni do "otwarcia"...
ale ja juz to mialam gleboko, stwierdzilam, ze nie ma problemu, ma mnie wyrzucic, to wyrzuci. i wyrzucil.
umowilismy sie, ze 5 dni moge u niego mieszkac (bo tak zaklada agencja - poki nie bede miec nowej pracy, mieszkam w poprzednim miejscu), poki Monika mi czegos innego nie znajdzie. 2 dnia wieczorem mowi mi hasta nunca (oczywiscie nie tak kulturalne) i szanowna agencja powiedziala, ze nic w tej sprawie zrobic nie moze. musialam w ciagu godziny znalezc nocleg, spakowac sie i wyniesc. oszczedze wam szczegolow pozegnania z szefem, bo jego poziom to jeden wielki zal.
tak wiec znowu telefon do Moniki i ta w kilka godzin znalazla mi nowa oferte, ktora zmieniala ze 3-4 razy. tak ze jak mialam pracowac dalej w Playa de Aro, wywialo mnie az do Sant Pere Pescador. (ostatecznie po 5h podrozy i jej zmian miejsca docelowego przejechalam te ok. 1[tel]km dzielace obie miejscowosci).
nowa praca na burzujskim campingu pelnym niemcow byla boska w porownaniu do poprzedniej. nie liczac karnetow na jedzenie na zasadach, ze jesli chcesz kolacje, to musisz pracowac w godzinach kolacji. niestety po tygodniu pan nowy szef wzial mnie na rozmowe i powiedzial, ze moje kompetencje nie zgadzaja sie z tym, co przedstawila im Monika. otoz Monika powiedziala, ze rok temu pracowalam w Hiszpanii (nie dodala, ze jako au-pair, a nie kelnerka) oraz ze mowie perfekt po niemiecku (a w cv napisalam poziom podstawowy)...
w ramach ciekawostki, Monika musiala oddac mi moj paszport, ktory wziela do wyrobienia N.I.E., za ktore swoja droga wziela 50 euro zamiast bodajze 13? przyjechała oczywiście. ale nocą i zostawiła paszport w recepcji. mmm czyzby bala sie rozmowy?? :]
no to na tyle, dlugo wyszlo, ale wiecie;))