Ja hiszpańskiego uczyłam się rok, po czym wyjechałam do USA i zaczęłam pracować z Meksykanami, którzy w ogóle nie mówili po angielsku.. Byłam przerażona, ale wiedziałam, ze prędzej mnie zrozumieją niż powiem po hiszpańsku "Kali być głodny" niż poprawnie po angielsku ;) I się zaczęło ;) Oglądałam wyłącznie telewizję meksykańską, słuchałam ichniejszego radia i czytałam gazety..
Po trzech miesiącach słownictwo "restauracyjne" miałam opanowane + wszelkiego rodzaju przekleństwa i wyznania miłosne hehe
Najważniejsze to przełamać barierę i nie bać się mówić!
Co do gramatyki - dobrze jest znać podstawy, żeby zdanie miało jakiś sens; to oczywiste. Ale z drugiej strony gramatykę angielską mam opanowaną perfect, a nigdy w życiu nie użyłam w mowie potocznej znacznej jej części. Po co się mam męczyć z np. trzecim conditionalem, skoro i tak żaden amerykanin go nie używa..
Tak na dobrą sprawę to te wszystkie "gramatyczne kruczki" są wykorzystywane najczęściej w jakiś głupkowatych testach, np. na iberystykę, gdzie układający te zdania o niczym innym nie marzy by kogoś zagiąć strukturą o której rodowity hiszpan zapewne nawet nie słyszał.
Dlatego jeśli ktoś chce się po prostu komunikować w tym języku, wydaje mi się, że powinien znać podstawy.. reszta pójdzie sama ;) Zawsze można zamachać łapkami, pokazać paluchem czy po prostu ślicznie się uśmiechnąć ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Mam nadzieję, że was nie dopadła jesienna depresja spowodowana tą koszmarną pogodą, ale że tak jak ja myślicie: "Dlaczego ja u diabła nie jestem w pięknej, słonecznej Espanii"