czekam na "rzekome" wyzwiska ....
Banan jestes oszczerca.
++++++++++++++++
Połowa dyspozytorek krakowskich sieci taksówek nie potrafi dogadać się z klientem po angielsku.
- Renia, kojarzysz jakiś "Prajs" na Zakopiańskiej? - tak na rzucone po angielsku pytanie o cenę przejazdu z dworca na Zakopiańską ("Could you please tell me the price for taxi from railway station to Zakopiańska street?") reaguje dyspozytorka krakowskiej sieci taksówek Mega 9625. - Hi hi hi. Ripit pliz. Jaka ulica? - chichocze inna pani w słuchawce, kiedy wykręcamy numer Radio Taxi Rotunda, prosząc o kurs spod dworca. - Airport, airport? - dopytuje się. - Railway station - powtarzamy uparcie. Bez rezultatu.
Jest środowe południe, jeszcze gorzej było noc wcześniej, kiedy z młodym małżeństwem z Finlandii usiłowaliśmy zamówić po angielsku taksówkę na znane skrzyżowanie w centrum Krakowa. Udało się za... czwartym razem.
- Taksówkowe korporacje posługują się knajpiano-restauracyjno-hotelową mapą miejsc. Wiadomo, że chodzi raczej o centrum miasta, wiadomo że klient właśnie wychodzi z pubu, baru, klubu czy restauracji i zamierza dotrzeć do swego hotelu. Dyspozytorki znają nazwy klubów i kierują kierowców pod konkretne adresy. Gorzej z kursami w inne punkty miasta - mówi Kasia Ostrowska z anglojęzycznego portalu Cracow-life.com. Jej zdaniem właściciele hoteli czy pensjonatów często wolą sami przyjechać na lotnisko po swych gości i czekać na nich z kartką z nazwiskiem w ręku niż narażać ich na kłopoty komunikacyjne.
- Nie polecam mówiącym po angielsku turystom korzystania z taxi przez telefon. Z reguły coś się pokręci i auto przyjedzie w inne miejsce - narzeka Jaro, właściciel kilku pokoi gościnnych w zacisznych zaułkach krakowskiego Podgórza.
como mola...