Skandal w Hiszpanii. Policja przez kilka miesięcy wyznaczała kwoty nielegalnych imigrantów do aresztowania i deportacji .Kilka dni temu dziennik "ABC", a za nim inne media, opublikowały instrukcję dla policjantów w madryckiej dzielnicy Vallecas. Nakazywała ona aresztować co najmniej 35 nielegalnych imigrantów na miesiąc. Funkcjonariusze mieli wykonać kwotę we własnej dzielnicy, a gdyby to było niemożliwe, poszukać ich gdzie indziej.
Autorzy instrukcji nakazywali też skupiać się na Marokańczykach, bo ich deportacja do ojczyzny odbywa się w większości drogą lądową, więc jest tania. Zalecali natomiast by nie zatrzymywać np. Boliwijczyków ze względu na znacznie droższą deportację lotniczą.
Polowanie na Marokańczyków
Maciej Stasiński
2[tel], ostatnia aktualizacja 2[tel]:58
Mężczyzna patrzy na patrol policji na madryckim placu Lavapies. Zdjęcie z ostatniego poniedziałku
Mężczyzna patrzy na patrol policji na madryckim placu Lavapies. Zdjęcie z ostatniego poniedziałku
Fot. SUSANA VERA REUTERS
Skandal w Hiszpanii. Policja przez kilka miesięcy wyznaczała kwoty nielegalnych imigrantów do aresztowania i deportacji
Imigranci patrzą na patrol hiszpańskiej policji. Madryt
Fot. Victor R. Caivano AP
Imigranci patrzą na patrol hiszpańskiej policji. Madryt
ZOBACZ TAKŻE
* Hiszpania gwałtownie powiększy się o nowych obywateli (29-12-08, 00:00)
* Hiszpania wyprasza imigrantów (16-06-08, 01:00)
Kilka dni temu dziennik "ABC", a za nim inne media, opublikowały instrukcję dla policjantów w madryckiej dzielnicy Vallecas. Nakazywała ona aresztować co najmniej 35 nielegalnych imigrantów na miesiąc. Funkcjonariusze mieli wykonać kwotę we własnej dzielnicy, a gdyby to było niemożliwe, poszukać ich gdzie indziej.
Autorzy instrukcji nakazywali też skupiać się na Marokańczykach, bo ich deportacja do ojczyzny odbywa się w większości drogą lądową, więc jest tania. Zalecali natomiast by nie zatrzymywać np. Boliwijczyków ze względu na znacznie droższą deportację lotniczą.
Zaraz potem okazało się, że praktyka "planowego odłowu" nielegalnych imigrantów wykracza poza dzielnicę Vallecas. Kwoty wyznaczano w całym Madrycie stosownie do liczby mieszkańców dzielnic lub przedmieść oraz liczby zamieszkujących je imigrantów.
I tak w dzielnicy Usera-Villaverde, gdzie mieszka 287 846 osób, z czego 67 245 to obcokrajowcy, kwota miesięcznych zatrzymań wynosiła 120. W Ciudad Lineal (228 171 mieszkańców, w tym 40 357 imigrantów) policja miała odłowić 110 nielegalnych.
Instrukcja przyniosła skutek. W grudniu i styczniu w Madrycie oraz okolicach, gdzie mieszka ponad 5 mln ludzi, zatrzymano ponad 4 tys. nielegalnych, czyli o 140 proc. więcej w stosunku do grudnia i stycznia roku poprzedniego.
Za wykonanie planu policjanci byli nagradzani - dzień wolny za dwóch nielegalnych. Za niewykonanie planu groziło przeniesienie na gorsze stanowisko albo utrata premii.
W dodatku wyszło na jaw, że policja stosuje te praktyki od kilku miesięcy, a protesty policyjnych związków zawodowych zamiata się pod dywan.
Jeszcze tydzień temu szef MSW Alfredo Perez Rubalcaba zapierał się, jakoby policja ścigała imigrantów za to tylko, że nie mają papierów w porządku. - Kategorycznie zaprzeczam, by policja organizowała obławy na nielegalnych - mówił w senacie Rubalcaba.
W poniedziałek przyznał w końcu, że instrukcja istnieje, ale wyznaczane policjantom orientacyjne kwoty dotyczą tylko rzeczywistych przestępstw do wykrycia, a nie liczby obcokrajowców do zatrzymania z powodu podejrzeń o brak legalnego statusu.
Na rząd sypnęły się gromy. Przywódca prawicowej opozycji Mariano Rajoy oskarżył socjalistyczny gabinet Jose Luisa Zapatero o organizowanie "polowań na ludzi na ulicach Madrytu". Ambasada Maroka zaprotestowała przeciw policyjnej kampanii strachu przeciw społeczności marokańskiej.
Kamal Rahmouni, szef stowarzyszenia Marokańczyków w Hiszpanii, oświadczył, że mamy do czynienia z postępowaniem niegodnym państwa prawa, które prowadzi do nękania ludzi ze względu na ich wygląd.
Centrale związkowe w policji oskarżyły MSW o manipulowanie statystykami kryminalnymi. Rzecznik jednego ze związków policjantów Felipe Brihuega stwierdził, że kwoty świadczą o nastawieniu ksenofobicznym, bo stawiają znak równości między przestępcą i imigrantem.
Także kilka organizacji pozarządowych zarzuciły ministerstwu oraz policji sianie ksenofobii i zaskarżyły instrukcję w prokuraturze i w biurze rzecznika praw obywatelskich.
W poniedziałek wieczorem minister Rubalcaba poddał się i polecił instrukcję natychmiast unieważnić. Ale wczoraj ponownie zaprzeczył, by istniały jakiekolwiek ustne lub pisemne wytyczne szefów policji ze szczebla krajowego określające liczbę nielegalnych imigrantów do zatrzymania. Dał niejasno do zrozumienia, że być może instrukcja z Vallecas była samowolą komendy w Madrycie.
Sprawa nie jest zakończona, bo wciąż nie wiadomo, kto odpowiada za takie postępowanie policji. Zdaniem związkowców proceder kwitł w całej Hiszpanii i wskazują na szefa policji Carlosa Rubio, który awansował na to stanowisko z komendy regionalnej w Walencji we wrześniu 2008 r. Nie jest jednak jasne, czy szef policji w Madrycie działał na własną rękę, czy też wypełniał polecenia swoich policyjnych zwierzchników czy wręcz MSW.
- Jeśli to są wytyczne policji, to wydaje się, że jest to polityka, za którą odpowiadać musi MSW oraz rząd. Ale nie wiemy na razie, czy chodzi o przetrzebienie szeregów imigrantów nielegalnych, uspokojenie ludzi w związku z rosnącym bezrobociem czy o zapobieganie przestępczości - mówi nam Emilio Lamo de Espinosa, socjolog i politolog.
W ostatnich kilkunastu latach Hiszpania stała się przystanią dla ogromnej fali obcokrajowców szukających pracy i lepszego życia. Od połowy lat 90. osiedliło się tu i pracuje ponad 5 mln imigrantów, głównie z Ameryki Łacińskiej, Afryki, ale i z Rumunii, Mołdawii, Ukrainy. Póki trwał boom gospodarczy, który dawał imigrantom pracę w barach, na polach czy w kwitnącym rolnictwie, Hiszpania wchłaniała ich setkami tysięcy rocznie i była krajem bez nienawiści czy zamieszek na tle rasowym. Kilka lat temu rząd przeprowadził nawet masową legalizację pobytu blisko miliona nielegalnych imigrantów.
Ale od początku kryzysu, w końcu 2007 i zwłaszcza w 2008 r., imigranci zaczęli tracić pracę. Rząd wzmocnił kontrolę napływu nielegalnych, zwłaszcza z Afryki, wzmógł deportacje, a nawet wprowadził program finansowych zachęt do powrotu do ojczyzny.
Nielegalna imigracja zaczęła niepokoić rodowitych Hiszpanów obawiających się o własne miejsca pracy. Dziś zdaniem 20 proc. Hiszpanów imigranci to jeden z trzech głównych problemów kraju.
Charles Powell
historyk z ośrodka badawczego Real Instituto Elcano:
- Dopóki nie zobaczymy dokumentów wskazujących na autorstwo instrukcji szefów policji czy MSW, nie wydaje się możliwe, by to robił rząd. To raczej nadgorliwość funkcjonariuszy policji, którzy chcą się wykazać przed przełożonymi. A to, że związki zawodowe policji potwierdzają, iż takie praktyki mają miejsce w całym kraju, może być efektem walki o ich własne interesy. Od lat związki krytykują rząd, bo chcą więcej pieniędzy, czasu wolnego i innych korzyści. Może np. uznały teraz, że nacisną na gabinet Zapatero we wrażliwej dla niego sprawie, by uzyskać ustępstwa w innych sprawach.
Rząd przecież bardzo dba o swój wizerunek opiekuna imigrantów. Właśnie uchwalono prawo do głosowania dla imigrantów w wyborach lokalnych. W najbliższych będą mogli głosować np. Kolumbijczycy, Ekwadorczycy czy Argentyńczycy, a dla rządu to może być nawet milion głosów.
Źródło: Gazeta Wyborcza