Doskonale cie rozumiem.
Moge ci opisac moja sytuacje: tez jestem po studiach - akurat nie najbardziej "pieniezny" kierunek, bo historia sztuki - i znam piec jezykow.
Tez bylam na stypendium zagranicznym, w Niemczech, nie mowiac o tym ze czesciowo sie w Niemczech wychowalam, a wiec od samego poczatku mialam dwa jezyki na poziomie mowy ojczystej, do czego dochodzi angielski po liceum z wykladowym angielskim... itp.
U mnie bylo podobnie, z ta roznica ze poznalam Hiszpana w Niemczech, czyli tym kraju niby neutralnym: Gdyby to ode mnie zalezalo, zostalabym wlasnie tam. Niestaty, dla mojego owczesnego partnera nie wchodzilo to w gre. Argumenty? Takie same, tj. ze nigdy nie badzie tam mogl "rozwinac skrzydel", mimo ze troche po niemiecku mowil, nawet niezle, ale okazalo sie, ze ja mialam jednak wieksze zdolnosci jezykowe i szybciej nauczylam sie hiszpanskiego, nis on niemieckiego, i to mieszkajac w Niemczech...
Co do katalonskiego, przekonywal mnie, ze w zasadzie nie jest on potrzebny, tylko dla urzednikow panstwowych. Prawda jest taka, ze usilujac zmienic prace w tym roku, co najmniej 80% ofert pracy wymagalo bieglego katalonskiego w mowie i pismie, czyli dwujezycznosci, zdecydowanie czesciej niz wymagano jakichkolwiek innych jezykow.
By pracowac w moim zawodzie, nie mam zadnych szans. Mam prace, owszem , z jezykami, w firmie prywatniej, gdzie musisz sie pogodzic na nieludzkie godziny (ja pracuje do 18-tej, ale cesciej sa oferty do 19-tej...).
W moim zawodzie, czyli w muzeum, mozna pracowac jedynie poprzez tzw. "oposiciones" czyli konkursy publiczne. Do tego potrzebne jest obywatelstwo hiszpanskie, homologacja studioa, no i tu w katalonii, poziom "C" katalonskiego (ktorego nie maja nawet wszyscy rdzenni Katalonczycy). Mialabym wiec juz na wstepie 3 przeszkody, ktorych nie maja tubylcy; dopiero po pokonaniu tychze moglabym stanac do walki z... tysiacami kandydatow na to samo miejsce.
Jednak to wszystko jest niczym, gdy sie nie ma dzieci. Wtedy jeszcze jestes wolna i nie masz np. ograniczen godzinowych, mozesz zaakceptowac kazda prace ktora cie interesuje. Jednak w chwili gdy pojawi sie dziecko, ktos musi zostac w domu, i zazwyczaj jest to kobieta.
Tak apropos: zatrudnienie na niecaly etat jest tu bardzo rzadko spotykane. O zlobkach panstwowych juz mowilam: moj syn sie nie dostal.
Gdy skonczyl 3 lata, poszedl juz do przedszkola panstwowego, ale n.p. zadnych pomocy od panstwa nie dostal; bylismy zbyt bogaci, mimo ze wowczas zylismy z 3/4 pensji (rozstalam sie z moim partnerem, pracujac na pol etatu, do ktorego doszly alimenty: razem 3/4 pensji).
Warto wziac to wszystko pod uwage, bo gdy sie jest wolnym, mozna wiele, natomiast w chwili gdy sie pojawia dziecko, zarowno z praca jest juz znacznie trudniej, jak i w chwilach gdy n.p. dziecko zachoruje, i nie ma pod reka owej babci, darmowej opiekunki. Jezeli twoj partner moze liczyc na rodzicow, to jeszcze dobrze. W Stanach jednak zadne z was by nie mialo na kogo liczyc, prawda? I warto wziac pod uwage ewentualnosc, ze moze zwiazek sie nie udac, wtedy samej (zwlaszcz z dzieckiem) jest juz bardzo ciezko. No a wrocic do kraju to juz prawie niemozliwie (ojciec wraz ze swoja rodzina na pewno postara sie temu zapobiec...)
Co nie znaczy, ze nie mozna sobie poradzic; ja sobie poradzilam doskonale i w tej chwili mam juz wlasne mieszkanie nad samym morzem, mam prace obok domu i wspanialego partnera. Ale fakt, ze z ambicji zawodowych musialam zrezygnowac. Przynajmniej na razie, ale raczej watpie ze jeszcze kiedykolwiek cos sie zmieni: gdy sie przekroczy pewien wiek, trzeba sie przynajmniej moc wykazac powaznym doswiadczeniem zawodowym w swojej branzy, i nie jako, jak ty mowisz, sekretarki czy recepcjonistki.
Co na pewno wszystkim doradzam, to wyjazdy na jakis czas, na studia (najlepiej), czy jako au-pair, na praktyki czy do pracy. Jezeli jednak chodzi o wyjazd na stale, zwlaszcza "w slad za kims", zwlaszcza kobietom...nie wiem, ale lepiej sie dobrze zastanowic; moze sie wspaniale ulozyc, ale mozna tez poniesc duze koszty (mezczyzna, nawet ojciec, z reguly kosztow tych nie ponosi: moze robic sobie kariere gdzie i jak tylko zechce...)
Ostatnia uwaga: ciekawy ten argument o nieznajomosci jezyka, prawda? Fakt, polski nie jest latwy. Z drugiej strony jednak ciekawym jest to, ze z reguly kobiety sa zdolniejsze w kwestii jezykow... a moze to Polacy? Szybciej sie uczymy, latwiej nam sie zaadaptowac, a wiec... to my sie adaptujemy, i gdy przyjdzie co do czego i wspolne zycie sie nie uda, to my na tym tracimy, bo to my jestesmy w obcym kraju. Warto tez i nad tym sie zastanowic ;-)
Pozdrawiam i zycze slusznej decyzjii!
Monika