Uwaga, tutaj macie wywiad z Conrado z Vivy do poczytania i refleksji.
Intuicyjnie czułam,że Conrado to człowiek z problemami...
(...)Urodziłeś się w Madrycie...
23 lata temu. Rodzice poznali się na Uniwersytecie Warszawskim. Ojciec uczył hiszpańskiego, mama studiowała iberystykę. Pobrali się w Warszawie i od razu wyjechali do Hiszpanii, gdzie wcześniej ojciec był zaręczony z inną panią. Kiedy wrócił tam jako człowiek żonaty, powiedział jej: "Przepraszam, wspólne plany są już nieaktualne". Ja oczywiście nie pochwalam tego...
- To jak nauczyłeś się polskiego?
Dzięki mamie i jestem jej za to wdzięczny, bo poznałem wiele rodzin mieszanych, gdzie tak nie było. Może pomogło trochę to, że od dziewiątego roku życia przyjeżdżałem na wakacje do polskich dziadków. Gdy miałem 12 lat, rodzice podjęli decyzję o przeprowadzce z Madrytu do Warszawy. Zanim we wrześniu poszliśmy do szkoły z siostrą, przez trzy miesiące wakacji, dzień w dzień, z babcią polonistką uczyliśmy się polskiego.
- Jakie było Twoje dzieciństwo?
Bardzo dobre pod względem wychowania, za co jestem naprawdę rodzicom wdzięczny. Ojciec był srogi, bałem się go. Z mamą miałem bliższy kontakt. Nie dostałem w życiu lania, bo samo niezadowolone spojrzenie wystarczało. Byłem zbuntowanym dzieckiem, aczkolwiek dobrze ułożonym. Wydawałem się grzeczny, ale to była walka wewnętrzna, jak dziś oceniam. Do szkoły chodziłem ubrany bardziej elegancko niż inni, bo w marynarkę. Byłem poważny jak na swój wiek.
- Do szkółki grzecznie, a teraz dżinsy, skórzana kurtka? Odreagowujesz.
Rys buntownika, zgadza się. Nigdy nie lubiłem szkoły, a trzeba powiedzieć, że szkoła hiszpańska jest inna niż polska. Idzie się na 9.00, o 14.00 je obiad w szkole albo w domu. Potem znów szkoła od 16.00 do 18.00. Wieczorami są dodatkowe zajęcia.
Po powrocie ze szkoły patrzyłem przez okno na patio, podwórko, widziałem kolegów i zawsze chciałem do nich wyjść. Najbardziej mnie bolało, że rodzice nie pozwalali mi się bawić z rówieśnikami. Mówili, że to nie dla mnie towarzystwo. Bawiliśmy się z moją dwa lata młodszą siostrą Sisią w domu. Ma na imię Jadwiga, ja tego nie umiałem wymówić i z Jadwisi zrobiła się Sisia. Byliśmy bardzo zżyci jako dzieci dzięki wspólnym zabawom w Indian. Mieliśmy namiot w pokoju, pióropusze.
- Czym był podyktowany ten zakaz?
Nigdy nie spytałem o to mamy. Może błąd tkwił w tym, że byłem nadmiernie posłuszny, nigdy nie mówiłem, czego chcę. Nie dzielę ludzi na klasy, ale mama chyba żywiła przekonanie, że warto trzymać się od ludzi mniej wykształconych z daleka. Plusy tego są takie, że mnie dobrze wychowano, lubiłem czytać, pochłaniałem lektury. Minusem - że byłem zbyt poważny, nieśmiały i nieszczęśliwy jako dziecko. I niepewny siebie.
- A dlaczego nie lubiłeś szkoły?
W Hiszpanii uważali mnie za Polaka, bo nazywałem się Moreno-Szypowski. Dla niektórych byłem trochę gorszy. Miałem pecha trafiać na wrednych nauczycieli. Gdy ktoś w klasie do końca podstawówki zrobił coś źle, to nauczyciel mówił: "Jesteś głupi jak Polak". Powiedziałem o tym ojcu, rozmawiał z nauczycielem, ale to niewiele dało.
A wszystko to się działo w katolickiej szkole. Codziennie dostawałem złe oceny do dzienniczka, więc nagminnie podrabiałem podpisy. Raz zapomniałem podrobić i nauczyciel wysłał mnie do dyrektora. Nie poszedłem. Jak rodzice się dowiedzieli, byli naprawdę źli.
- Nie chciało Ci się uczyć?
Tak. Poza tym byłem ciągle zmęczony. Wracałem do domu o 21.00, bo wieczorami przez dwa lata chodziłem na szermierkę, potem na balet. Nie znosiłem szermierki, baletu też nie, bo byłem sam jeden i 50 dziewczyn! Wyśmiewały mnie. Ale nie sprzeciwiałem się, męczyłem się strasznie. Byłem zbyt cichy. Nie było bliskości z rodzicami, bezpośredniego kontaktu. Gdy dziecko ma kłopoty, siada się z nim przy stole i gada. Ja tak będę robił.
Mama pracowała poza domem, w wydawnictwie. Rodzice wydali "Króla Maciusia I". Mama go przetłumaczyła, tata zrobił ilustracje. Potem przygotowali inne bajki, ale nie znaleźli wydawcy. Tata współpracował z gazetami, ale niezbyt mu szło. Poza tym gotował i sprzątał.
- To chyba w Hiszpanii rzadkość?
Źle to znosił. Uważam, że jak coś się robi, trzeba to robić z godnością, tymczasem on czuł się z tego powodu nieszczęśliwy. I z tego, że matka więcej zarabiała od niego. Uwłaczało mu to.
- W Polsce wielu mężczyzn miałoby to kobiecie za złe.
Ja nie miałbym nic przeciwko temu. W Hiszpanii też się to powoli zmienia, choć Hiszpanki mniej śmiało dążą do rozwoju niż bardziej ambitne Polki.
Gdy wróciliśmy w 1992 roku do Polski, rodzice kilka lat szukali pracy. Otworzyli na Grochowie galerię, ale nie odniosła sukcesu. Potem mama znalazła pracę, ale musiała się przekwalifikować. Zajęła się handlem samochodami. Gdy w Polsce nadszedł kryzys, postanowiła wyjechać na Ukrainę, do Odessy, ojciec za nią. Tata znów ma kłopoty, bo nie zna rosyjskiego.
- A Ty i siostra zostaliście w Polsce, z dziadkami.
W naszej twierdzy rodzinnej - domu jednorodzinnym, który wybudował pradziadek jeszcze przed wojną.
- Jak znosisz polski klimat? W Hiszpanii tyle kolorów, światła, słońca.
Pierwszej zimy nie mogłem się doczekać śniegu, bo go w życiu raz widziałem. Gdy spadł w Madrycie, w szkołach odwołano zajęcia, uczniowie wyszli na ulice. A tam stłuczki, korki, ludzie biegający do sklepów po łańcuchy, bo bali się dalej jechać. Ogromna fiesta.
- Fiesta, czyli święto.
Coś pięknego. Ale w Polsce po kilku dniach miałem dość zimna i mrozu.
- I zmierzch tak wcześnie zapada.
Dzisiaj uważam to za coś cudownego. Melancholia, można pomarzyć. W Hiszpanii mamy tylko dwie pory roku - zimę i lato, a tu są przejścia wiosenno-jesienne. W zimie tęskni się za wiosną, potem widać, jak odradza się życie.
- Nie studiujesz literatury romantycznej?
Nie, ale ją znam. Właśnie zdałem na IV rok stosunków międzynarodowych w Collegium Civitas. Prywatnie uczę języka hiszpańskiego.
- Uczennice się w Tobie podkochują?
Nie wiem. Nie jestem mężczyzną, który chciałby posiąść jak najwięcej kobiet. Jak się zakochuję, to na zabój i nie myślę o innych kobietach, tylko o tej jednej.
- Literatura hiszpańska obfituje w pełnokrwistych kochanków, z Don Juanem na czele.
Kolejny stereotyp. Tak samo jest z programem telewizyjnym. Reprezentuję w nim typowego Hiszpana z temperamentem i w zasadzie nie mam nic przeciwko temu. Ale po tym, jak w odcinku "Wojna płci" ja i Włoch mieliśmy odegrać typowych macho, stwierdziłem, że to przesada. Teraz już podczas każdego nagrania staram się być sobą i mówić, co uważam za słuszne. Na przykład że wielu młodych Hiszpanów jest innych.
- Skąd to wiesz? Jesteś w Polsce od lat.
Mam codzienny kontakt przez Internet, a raz w roku jeżdżę do babci w Madrycie na tydzień, a potem przez trzy tygodnie podróżuję po kraju pociągiem, autobusem. Bardzo mnie tam ciągnie, potrzebuję kontaktu ze współczesną Hiszpanią. Uważnie zwracam uwagę na obyczaje, ciekawostki.
- Masz w Polsce przyjaciół?
Niewielu, ale mogę z nimi szczerze porozmawiać, pobawić się, od czasu do czasu pójść na piwo. Uwielbiam spacerować po Starym Mieście i Krakowskim Przedmieściu.
- W Hiszpanii główny posiłek dnia je się godzinami, późnym wieczorem. Przeniosłeś do Polski ten zwyczaj?
Nie, dziadkowie jedzą wcześniej w swojej części domu, ja mieszkam na parterze, siostra na pierwszym piętrze. Sam sobie przyrządzam jedzenie i sam jem.
- Żartujesz. Nie z Sisią?
Nie spędzamy już ze sobą tak dużo czasu, jak w dzieciństwie. Ona jest bardzo ambitna, jednocześnie studiuje na dziennych studiach filozofię, zaocznie - historię sztuki. Całymi dniami się uczy. Jako dziecko była bardzo otwarta, wesoła, teraz jest bardzo ambitna i kompletnie zamknięta. Ale zawsze możemy na siebie liczyć. No, więc jem kolacje jak Hiszpan, bo długo; ale nie jak Hiszpan, bo sam. Za to przy włączonym telewizorze. To wyraz buntu, bo rodzice zabraniali mi oglądać TV przy jedzeniu. Ale są 1500 kilometrów dalej.