Kasia nie możesz pisać że mi się udało :-)
Wyjazd planowałem około 9 miesięcy w tym pierwsze 3 myślałem nad nim, nie mówiąc nikomu, czekając co czas przyniesie. Ostatnie 4 miesiące przed wyjazdem wyglądały tak że rano robiłem listę co mam dziś do załatwienie i realizowałem wszystko po kolei.
Rozstałem się ze wspólnikiem, zaplanowałem zamknięcie działalności gospodarczej, rozliczenia ze skarbówką bo wyjeżdżałem na początku stycznia. Szukałem najpierw środków na niego, a później kupiłem nowy samochód, sprzedałem stary, najpierw zapisałem się do szkoły językowej prowadzonej przez oszusta, znalazłem drugą szkołę i tam 3 miesiące aż do wyjazdu uczyłem się języka. Z moim przyszłym pracodawcą korespondowałem sam po angielsku, czytając co kilka tygodni że jestem natrętny, tłumacząc mu że cały swój świat ustawiłem pod kątem wyjazdu w styczniu/lutym do Hiszpanii i nie mogę czekać np jeszcze pół roku. Cztery miesiące przed wyjazdem już kupiłem nawigację satelitarną, żeby przeprowadziła mnie przez Europę i pomogła poznać mi Hiszpanię. Kupiłem na raty dobry komputer żeby mieć kontakt z Polską. Spłacałem go dopiero za zarobione w Hiszpanii pieniądze. Zdecydowałem że chcę spróbować żyć w Hiszpanii, że w pierwszej kolejności chcę żyć jak człowiek, a nie czekać w kolejce do łazienki, kuchni... Wymyśliłem że muszę mieć tam samochód, komputer i że wynajmiemy swoje mieszkanie, które 2 miesiące przed przyjazdem zarezerwował dla nas znajomy pracujący na miejscu.
Za kilka lat okaże się czy dobrze zrobiłem, ale nigdy nie powiem że mi się coś udało. Wszystko jest konsekwencją naszych decyzji. Następstwem planowania i realizowania postanowień.