Na pewno niejednokrotnie słyszeliście o obozach pracy, czy ten wyjazd się do tego kwalifikuje, bądź ma jakieś predyspozycje? absolutnie tak! Pewnie mówicie sobie, że Wy się tak nie dacie, i po prostu znajdziecie inną prace, ale tak nie jest, zaraz powiem Wam jak to działa.
Rekrutuje się grupę ludzi, najchętniej nie znającą języka. Pracę powinna oferować kobieta (wzbudza zaufanie), obiecuje oczywiście wiele - to oczywiste.
Tutaj oferuje kobieta , bo wiesz większosc kobiet wyjezdzała na takie wyjazdy, tak wiec ją szef o to poprosił, Przecież Mario działa od wielu lat i sporo osób od niego wyjezdza.
Po wpłaceniu kosmicznej opłaty za przejazd, zajeżdża grupa na miejsce (wczesniej nieznane nikomu) i okazuje sie że tz. "finka" to barak przeludniony, w ciągu dnia (z racji śródziemnomorskich temperatur) panuje w nim 40 C, a warunki są godne pożałowania. Nadchodzi czas podpisania kontraktu, stos papierów w języku obcym i polka która pobierznie "tłumaczy" jej treść. W grupie na pewno zdarzy się ktoś, kto choć trochę zna ten język, ale na pewno nie na tyle, by zrozumieć wszystkie kruczki prawne (bo to zrozumieć trudno nawet w umowach w języku polskim) i wszyscy uznają - Podpisujemy!!
Zawsze, od wielu lat umowy pospisuje się w jezyku hiszpanskim, przeciez będa pracowac w hiszpanii , to zwykła umowa ,jak coś nie gra z umową , mogą zawsze poprosic gwardie o interwencję , żawsze są za pracownikami niż za szefem (sprawdzone kilka razy)
Co dalej? okazuje sie ze pracy nie ma tak wiele, pracownicy są losowani, część siedzi w barakach - saunach i nie zarabia nic, a część snuje się po wysuszonej na wiór plantacji i w upale pod folią zbiera owoce, zeby cos zarobic.
To niestety może byc prawda
pracodawca nie zapewnia wyjazdów do sklepów, sam dowozi prowiant, a pieniądze za zakupy potrąca z wypłaty (tym którzy coś zarobią). Nie ważne czy lubisz mielonke, to szefprzywiezie i to trzeba jeść.
Podobno campo jest w srodku moguer a mazagon tak więc myślę , ze do sklepu beda mieli góra 10 km , wtedy sami sobie beda robic zakupy. Nie znam szefa, który chciałby jezdzic i kupowac ludziom jedzenie !!!! owszem nie raz prosilismy o przywiezienie wody w zgrzewkach i nie było problemu.
Wtedy zaczynasz myśleć... zarobie to co wydałem i na powrót i wracam... ok... z tym że okazuje sie wówczas, że w kontrakcie który podpisałeś i który był na 3 miesiące, po przetłumaczeniu widnieje 3 lata i klauzula że w razie zerwania umowy, pracownik zobowiązuje się do zapłaty odszkodowania np. 100euro dziennie.... i co wtedy????????
Jak będzie taki zapis to do gwardii i oni to załatwią , to nie jest dozwolony zapis w umowie.
1.
Andaluzja jest uboga- nikt nie zapewni 150 par kaloszy, płaszczy i mnóstwa rękawic
Racja, trzeba miec swoje
2.
Sadownik to nie biznesmen korporacyjny- nie bedzie organizował autokarów w polsce, nawet jak ma polke znajomą, czy wy jako polacy umielibyscie zorganizowac autokary do hiszpanii? To organizują albo korporacje, które nie mówią ze są polką mieszkającą w hiszpanii, albo zorganizowana grupa przestępcza
To tez problem będzie, Pani Ania nic o tym nie pisze, ale może byc nie ciekawie pózniej.
3.
Adres pracodawcy Jak można nie otrzymać informacji o nazwie i adresie przedsiębiorcy do którego się jedzie? jak mozna nie dostać jakiegokolwiek adresu w polsce do którego można zgłosić się po ewentualne roszczenia (odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu, wypadek, poszukiwanie osoby zaginionej)
To też powinno byc podane
4.
ubezpieczenie- dlaczego nie ma slowa o ubezpieczeniu??? to podstawa, bo to praca fizyczna!!
Jak będą miec umowe, to beda ubezpieczenii, warto ubezpieczyc sie tez w polsce
5.
Informacje o pośredniku- ktoś kto rekrutuje tak ogromną grupę ludzi, nie robi tego pierwszy raz, dlaczego ta Pani to "widmo"? są informacje na temat tego wyjazdu, ale tylko tego!! A co z poprzednimi?? Czy nie rekrutował pod innym nazwiskiem?
Podobno to pierwszy raz , nikt tej Pani nie zna ani w Polsce , ani niestety w moguer palos, mazagon, nie znają jej w korporacjach w palos de la frontera (sprawdzał to mój były szef)
6.
Praca Najdziwniejsze stwierdzenie ze można pracowac nadgodziny jeśli ktoś chce. To nie fabryka, jeśli zostanie 20 osób na nadgodziny, to automatycznie musi ktoś to transportować, chłodnia, kierownik itp... czy taki brygadzista pracuje kiedy tylko jakas grupa chce nadgodziny? nielogiczne.
Nadgodziny zależą od pracodawcy, jeden powie dzisiaj sa nadgodziny potrzebuje 50 osób kto chce? , a inny powie obowiązkowo są nadgodziny i trzeba isc
7.
kontrakt po pierwsze tłumaczenie przez kogośtam jest ni do przyjęcia! umowa powinna być dwujęzyczna, wers po wersie powinny na przemian być polskie i hiszpańskie, lub umowa w dwóch językach przetłumaczona przez tłumacza przysięgłego. Kontrakt może moze was zniszczyc, jesli umowa bedzie sporządzona na czas dłuższy niz wam powiedzą i bedzie klauzula o zerwaniu np. na 30tys euro.
Nie ma takich umów , w prawie pracy jest zapis w jakim panstwie pracujesz w takim jezyku masz umowe.Wiele lat jezdziłam , i nigdy nie było problemów z umowami, o to bym się nie martwiła
8.
zarobki Powiem wam, ze 36euro dziennie to kpina, nie liczcie na nadgodziny, bo to nic pewnego, nie wiadomo ile bedzie owoców i martwiłbym się bardziej o to by pracoweć te ustawowe 6,5h, a nie mniej. 3 miesiące to 90dni. niedziele są wolne, a więc odpadnie z tego +-12 dni, niech bedzi nawet ze pracujecie 80 dni. 80dni x 36 euro = 2880euro BRUTTO. Tygodniowo na jedzenie + napoje chłodzące stracicie około 70 euro, czyli 14 tygodni x 70 euro = 980 euro. dochód - utrzymanie = 1900 euro. dojazd 170euro x 2 = 340euro, zatem na czysto mamy
1560 euro!!
Niedziele wolne? mogą pracowac, jak będzie owoc to szef nawet w świeta im nie da wolnego
Co do jedzenia to róznie znam osoby co wydawały 500 euro miesiecznie na jezdenie i rozrywki a znam takie ze 50 euro na miesiac , tak więc to zalezy od człowieka
Czy jest to kwota dla której warto ponosić ryzyko? moim zdaniem nie, tymbardziej że w niemczech spokojnie można pracować w sadownictwie za 7 euro po 8 godzin dziennie i zawsze to blizej do polski. nie ma tyle konkurencji ze strony maroka i algierii a jedynie Indii. Wiem że ktoś tu napisze że policzyłem tylko podstawę bez nadgodzin, ale policzyłem również tylko niedowartościowane koszt jedzenia, bo stracicie więcej, zatem jeśli nie jest to jakaś mina (w co szczerze bardzo wątpie) to zarobicie tak śmieszne pieniądze za taką może i nie ciężką pracę, ale za to w ekstremalnych upałach, warto?
Podsumowując, bez nazwy i adresu pracodawcy nie myślcie nawet o wyjeździe, jeśli ta Pani poda nazwę firmy, znajdźcie ją w internecie, zadzwońcie tam i zapytajcie, chociaż po angielsku o tą pracę, albo odszukajcie korepetytora hiszpańskiego i zainwestujcie żeby zadzwonił... ile was skasuje? 20? 30zł za taką krótką rozmowe? nie warto wydac tego zanim pojedziecie na wycieczke w jedną strone za 170 euro?? Zadzwońcie na numer ze strony internetowej pracodawcy, a nie na numer który ewentualnie poda wam pośrednik jako numer do pracodawcy. warto dowiedziec się także gdzie jest konsulat i numer telefonu do niego, można tam zadzwonić i zapytać o ewentualne zgłoszenia nieprawidłowości w traktowaniu pracowników, a z tego co widze to piszecie "jakoś to będzie", "Polak potrafi", a ja na to mało wiecie, Polacy za granicą są sobie wilkiem, są zachłanni, i kompletnie niepomocni, podkładają sobie świństwa, byle utrzymać się przy pracy. ten kto był potwierdzi moje słowa, że najgorzej na brygadziste mieć Polaka... taka smutna prawda o nas
i to że tu na forum sie zaprzyjaźniacie, za granicą w pracy znaczy niewiele, a przekonanie o tym jest bolesne.
Apeluje do Pani pośrednik o podanie pełnej nazwy pracodawcy i adresu.
[/quote]
Ja tez apeluje, chociaz niech poda kooperatywe ....